MKS Kluczbork - Wisła Puławy 2:2 (1:0)

MKS Kluczbork - Wisła Puławy 2:2 (1:0)

Sobotnie zawody obie drużyny toczyć musiały w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Fala opadów deszczu, która przetoczyła się w sobotę przez Opolszczyznę nie ominęła Kluczborka, lecz z chwilą rozpoczęcia spotkania jakby zanikała, litując się niejako nad i tak już porządnie nasączoną trawą.

Już pierwsze piłki pokazały, gdzie na placu gry zalega woda oraz to, że wyprowadzenie akcji szczególnie ze środkowej jego strefy nie będzie przysłowiową bułką z masłem. Nie było to jednak niemożliwe. Pierwsza składna wymiana, która skutecznie wykiwała kałuże należała w 12 minucie do MKS-u. Zakończyła ją bardzo ładna wrzutka z lewej strony Patryka Gondka, wprost na głowę Pawła Kubiaka, lecz Andrzej Witan był dobrze ustawiony i piłkę złapał.

W 17 minucie znów centrował Gondek i futbolówka znalazła się nawet w siatce gości. Bramka, która padła w ogromnym zamieszaniu na linii bramkowej nie została jednak uznana, z powodu faulu na Witanie. Minutę później tak zwaną "setę" zmarnował Dawid Pożak. Atakujący Puław miał już przed sobą tylko Oskara Pogorzelca i na nasze szczęście kopnął piłkę obok jego prawego słupka. Wilgotny mecz wyraźnie zaczął nabierać rumieńców.

W 37 minucie biało-niebiescy mogli mówić o ogromnym szczęściu. Rzut wolny Wisła biła z dość znacznej odległości, wrzutkę Piotra Darmochwała przedłużył Arkadiusz Maksymiuk, piłka odbiła się od słupka i wylądowała w rękach Pogorzelca. To jednak nasi objęli prowadzenie. Zanim Rafał Niziołek skutecznie wykonał jedenastkę, dośrodkowywał z kornera, a w polu karnym przewrócił się kapitan przyjezdnych Mateusz Pielach, dotykając piłki ręką. Odesłanie na trybuny trenera bramkarzy z Puław Adama Piekutowskiego zakończyło pierwszą połowę. 

Odsłona numer dwa zaczęła się dla nas fatalnie. Pierwszy strzał tej części gry oddał wprowadzony na zmianę jeden z liderów klasyfikacji strzelców 1 ligi Sylwester Patejuk. Pogorzelec obronił, lecz wobec dobitki Adama Patory był niestety bezradny. MKS mógł odzyskać prowadzenie już w następnej akcji, tymczasem bomba Kubiaka z 14 metrów zatrzymała się na wbiegającym w piątkę... Pawle Gieraku. 

Rozpoczęło się obustronne przeciąganie liny i gra przenosiła się co chwilę z jednej strony boiska na drugą. Wydawało się, że o końcowym wyniku rozstrzygnąć może to jedno, "złote", podanie, gdyż za każdym razem brakowało albo centymetrów albo precyzji, by de facto "skończyć" mecz. Udało się w 76 minucie. Kapitalna wrzutka z rzutu rożnego wprost na nogę Tomasza Swędrowskiego i wolej rozrywający siatkę wprowadził Stadion Miejski w euforię.

Nie trwała ona zbyt długo i na naszych graczach znów zawisł nóż na gardle. W 79 minucie najpierw w słupek trafił Bartosz Tetych, a po przytomnej dobitce Jakuba Smektały, podopieczni Roberta Złotnika ponownie doprowadzili do wyrównania. Umorusani do granic możliwości biało-niebiescy robili wszystko, by przedłużyć Kluczborkowi marzenia o zapleczu ekstraklasy, jednak na zwycięstwo zabrakło już czasu. Schodzącym do szatni naszym zawodnikom towarzyszyły oklaski, co dobitnie świadczy o tym, jakie serce zostawili dziś na placu boju chłopcy Tomasza Asenskyego.

Fot. Mirosław Szozda / www.mkskluczbork.pl

Raport

do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości